Liczbowe puzzle

 

Liczby chodzą parami. I jak to z parami bywa, połączyła je ze sobą sama natura. Nie ta kosmiczna, rządząca obrotami sfer niebieskich, ale ta bliska, swojska i ludzka. Z perspektywy mgławicy Andromedy para 3 i 7 nie jest ani trochę bardziej szczególna niż para 6 i 9 czy 1 i 2. Ale z perspektywy istoty myślącej, którą natura obdarowała dziesięcioma palcami, rzecz przedstawia się zgoła inaczej. Zanim wyruszymy, choćby w myślach, do gwiazd, musimy nauczyć się przekraczać myślą kolejne dziesiątkowe progi, przemierzając w wyobraźni bezmiar przestrzeni i czasu w śmiałych skokach po 10, 100, 1000, czy 1000000 jednostek... Dlatego od najmłodszych lat pary liczb, które w sumie dają 10, 20, czy inną pełną wielokrotność liczby 10, są dla nas uprzywilejowane, a nauka szybkiego rozpoznawania ich w tłumie innych par liczbowych, to żelazny element naszej kindersztuby.

Dzieci w wieku 6-7 lat bywają już nieźle oswojone z rozbijaniem na składniki liczby 10 i gotowe do rozpracowania w analogiczny sposób np. liczby 20. Sprawność tę można ćwiczyć przy użyciu różnych pomocy, na przykład kart z liczbami od 0 do 20. Nauczyciel pokazuje kartę z liczbą z tego zakresu...

... a dzieci znajdują w swoich zestawach i pokazują kartę z liczbą dopełniającą ją do 20.

Oczywiście każdy chce być najszybszy i równocześnie "trafić w dziesiątkę" i każdy ma na to swój własny, najlepszy sposób. Niektóre dzieci trzymają karty w ręku, układając je sobie w "wachlarzyk", co przy tak dużej liczbie kart nie jest łatwą sztuką. Inne układają je przed sobą w porządku rosnącym lub malejącym, na przykład tak:

A jeszcze inne... no właśnie. Staś (6 lat) zaskoczył wszystkich, kładąc przed sobą złożone karty, w dodatku grzbietem do góry.

Wyglądało to, prawdę mówiąc, na oddanie współzawodnictwa walkowerem. Ale pozory czasami mylą. Nauczycielka pokazała pierwszą kartę...

...i dzieci zaczęły gorączkowo szukać w swoich zestawach jej "pary", czyli liczby dopełniającej ją do 20. Tymczasem Staś zaczął odkładać na bok karty ze swojej kupki :

Jedna...

... druga...

... trzecia...

... czwarta...

... i kolejną kartę, nawet na nią nie patrząc, pokazał nauczycielce:

Bingo! Zaskoczenie było niemałe i pierwsze, co przyszło wszystkim do głowy, to szczęśliwy traf. Ale wynik nie był przypadkowy. Staś włożył z powrotem odłożone karty do talii, po czym z powodzeniem powtarzał swoją sztuczkę, za każdym razem odkładając na bok tyle kart, ile wynosiła pokazana przez nauczycielkę liczba i pokazując następną kartę. I za każdym razem, bez pudła, suma pokazanych liczb wynosiła 20. Pozostałe dzieci zaczęły się domagać, żeby chłopiec wytłumaczył, jak to robi. I co się okazało?

No właśnie, kto podpowie, w jaki sposób Staś ułożył swoje karty?